W Berlinie trwa
międzynarodowy festiwal filmowy Berlinale. Na miejscu jest już Adam Kruk, który ogląda dla nas najciekawsze filmy z repertuaru. Dziś mamy dla Was recenzję głośno komentowanego dokumentu
Seana Penna o wojnie w Ukrainie. Film
"Superpower", który w zamierzeniu miał być opowieścią o
Wołodymyrze Zelenskim jako aktorze komediowym, który został prezydentem. W związku z niespodzianym atakiem Rosji na Ukrainę dzieło Penna zamieniło się wręcz – jak pisze Adam Kruk – "w list miłosny Penna do Zełenskiego". Fragment recenzji "
Superpower" przeczytacie poniżej, a całość – na
KARCIE FILMU.
TUTAJ znajdziecie natomiast recenzję komedii romantycznej "
She Came to Me", w której możemy zobaczyć m.in.
Anne Hathaway,
Marisę Tomei i
Joannę Kulig.
***
RECENZJA FILMU "SUPERPOWER", REŻ. SEAN PENN, AARON KAUFMAN
Listy do Z. autor: Adam Kruk
Sean Penn – nazwisko to coraz mniej kojarzy się ze zwieńczonym dwoma Oscarami bogatym dorobkiem filmowym czy też burzliwym niegdyś życiem uczuciowym, a coraz bardziej z politycznym aktywizmem. Od czasu rosyjskiej inwazji na Ukrainę, aktor postanowił wykorzystać swą sławę, by wesprzeć obronę suwerenności, demokracji i prawa do istnienia najechanego kraju. Rok tej walki podsumowuje w stworzonym wraz z
Aaronem Kaufmanem dokumencie "
Superpower", który stał się wydarzeniem tegorocznego Berlinale.
Penn pojawił się na gali otwarcia festiwalu, wirtualnie dołączył do niego też prezydent
Wołodymyr Zełenski, którego "supermoce" są tematem filmu.
Getty Images © Anadolu Agency Początkowo miała być to po prostu biografia komedianta, który nieoczekiwanie został prezydentem kraju – od "
Sługi narodu" do sługi narodu. Nic dziwnego, że ta bardzo hollywoodzka historia przemówiła do aktora, który od lat łączy pracę w rozrywce z "ratowaniem świata". W trakcie prac nad filmem zdarzyło się jednak to, w co do ostatniej chwili nikt nie chciał uwierzyć: 24 lutego 2022 roku wojska rosyjskie najechały Ukrainę. Penn znajdował się wówczas w Kijowie, zamiast portretu młodego polityka postanowił więc na żywo rejestrować to, co działo się wokół. W tej części filmu to Penn, nie Zełenski, staje się protagonistą – widzimy, jakim szokiem były dla niego te wydarzenia. Choć opuszczał pięciogwiazdkowy hotel, a nie zbombardowane mieszkanie, także i on był pośród uchodźców przekraczających w pośpiechu ukraińsko-polską granicę. A później ruszył do Stanów dawać świadectwo.
Getty Images © Anadolu Agency Twórcy jednak szybko wracają do właściwego tematu – Zełenskiego. Wracają też do Polski, do Ukrainy, spotykają się z politykami, żołnierzami, ofiarami wojny. Wywiady te dość nonszalancko łączą z archiwaliami, wstawkami reportażowymi – trochę akcji, trochę gadających głów, dużo Seana Penna, a wszystko podkręcane dramatyczną ścieżką dźwiękową. Efemeryzm tej formy związany jest z genezą powstania filmu, która wymusiła pewną elastyczność podejścia, ale zapewne także z charakterem producenta (Vice Studios). W rezultacie ogląda się to trochę jak sensacje youtuberów – "
Superpower" na pewno nie zaspokoi oczekiwań miłośników bardziej wyrafinowanych form dokumentalnych. Dla tych ciekawsze będą inne tytuły – także prezentowane na Berlinale – poświęcone wojnie za naszą wschodnią granicą: "
W Ukrainie"
Tomasza Wolskiego i
Piotra Pawlusa czy "
We Will Not Fade Away"
Alisy Kovalenko.
Całą recenzję filmu "Superpower" przeczytacie TUTAJ.