Film podobał mi się na 5,5,/6 na 10. Miał dobre momenty i ciekawie przedstawia tło historyczne i polityczne.
Natomiast wątek gejostwa Eddingtona (wymyślony – nie potwierdzony biograficznie) oraz ostatnia maksyma, jakoby Eddindton ostatecznie do niego szczególnego nie doszeł, bo łączył fizykę z wiarą, pokazują tendencyjne ideologiczne nastawienie, co rzutuje na cały film.
Dwie myśli:
1. Taka jest chyba natura nauki, szczególnie fizyki, że mamy dziesiątki tysięcy fizyków, którzy ciężko pracują, ale tylko niektóre nazwiska, trafiają do historii.
2. Sam, geniusz Einstein, miał problem z rodzącą się „nową” fizyką kwantową, która łamała wszelkie wyobrażenie o świecie, i która potem dała początek całej rewolucji technologicznej (analogicznie jak wcześniej teoria względności) i był jej sceptyczny, praktycznie do końca swojego życia, co ujmował we frazie: „Bóg nie gra w kości”. Ciekawe, prawda?