Film ma dwie świetne rzeczy: niebanalny pomysł wyjściowy i jeszcze bardziej oryginalną formę przedstawienia tego pomysłu. Węgierskie metro jawi się jako tajemniczy, nieco fantastyczny świat, w którym rządzą zupełnie inne zasady niż "tam na górze". Temat niebanalny, bo bohaterzy należą do "elitarno-niszowego" grona kontrolerów, a forma jeszcze bardziej oryginalna, bo ociera się momentami o surrealizm i oniryzm(na największa uwagę zasługuje melancholijna muzyka, zwłaszcza motywy na trąbkę i fenomenalna gra świateł i cieni). Film jest niby-komedią, ale węgierskie poczucie humoru jest dość specyficzne(narkolepsja, przepychanki z pasażerami,rzyganie na buty) i być może dlatego do mnie nie trafiło. To samo tyczy się to puenty, a raczej jej braku(wiem,wiem, sowa,facet spychający podróżnych i strój anioła to symbole,ale ja tego nie kupuję), chociaż można by uznać przygody Bulcsú za motyw przewodni. I właśnie to jest największą bolączką filmu, pomimo bogatej formy, treść zostaje odstawiona na drugi tor, a perypetie Bulcsú giną gdzieś pod stertą scenek rodzajowych z życia metra. Sądzę,że takich scen powinno być więcej, a Bulcsú powinien zostać potraktowany nie jako główny bohater,ale jako jeden z wielu(więcej takich scen jak: bal przebierańców, przesłuchanie w sprawie śmierci Trepka, pojedynek z Trepkiem, poderżnięcie gardła gapowiczowi), obyłoby się wtedy bez nieco pretensjonalnej symboliki.
Tak na marginesie:
Słowianie mają specyficzne podejście do filmów: muszą być brudne,brutalne, lepkie i cuchnące(jak siedzenia w metrze), dlatego moim zdanie, są oni predestynowani do ekranizacji Metra 3033, co niestety(albo stety, zobaczymy) nie nastąpi.
Widzę, że zwróciłeś uwagę na brzmienie trąbki. Czy tylko mnie kawałek "Regi ismeros" z "Kontrolerów" kojarzy się z melodią trąbki z "Psów" Pasikowkiego, a właściwie Lorenza?