Jedyne, co przykuwa uwagę Titta z otaczającego go świata, któremu w ogóle nie poświęca uwagi, to marzenie jego sąsiada z hotelu, bankruta i karcianego oszusta, o godnej śmierci. Ale co u tamtego jest tylko czczą zachcianką, u Titta staje się działaniem. Od decyzji podejścia do baru, gdzie czeka na niego Sofia, po odmowę oddania walizki mafii realizuje precyzyjnie przemyślany plan odejścia z tego świata. Nie przegrywa życia ten, kto zrealizował scenariusz własnej śmierci.
Aż tak daleko bym się nie posunął, ale ładnie to ująłeś.
Wydaje mi się, że Titta po prostu chciał jeszcze raz spróbować żyć, a nie tylko egzystować. A jak wszyscy wiemy skutkiem życia jest śmierć. Zresztą znamienne są słowa zapisane na kartce przez Titta.
A jaką rolę w tym wszystkim odegrała Sofia? Skoro to nie ona dostała pieniądze tylko para zapyziałych arystokratów na emeryturze? Jej rola to kilka scen i wypadek samochodowy (zorganizowany przez mafię?).
Myślę, że główny bohater nie mial żadnego planu. Jego życiem (tak jak życiem każdego z nas) rządził przypadek. Nie mógł przeceiż przewidzieć tego, że dwóch cynglów będzie próbowało ukraść mu walizkę z pieniędzmi i nie przewidział całkowicie przypadkowego wypadku barmanki. Przecież gdyby ona przyszła na umówione spotkanie to oboje wzieliby walizkę i pojechaliby w świat. A więc ucieczka do lepszego życia, a nie własna śmierć. Ją właśnie zaolanował sobie główny bohater. Tylko, że w momencie, w którym barmanka się nie zjawiła cały jego plan wziął w łeb. Podobnie jak bohater innego włoskiego filmu (Koneser) poczuł, że został zdradzony i upokorzony (chociaż tutaj nie było to prawdą). Wtedy było mu już praktycznie wszystko jedno. Był gotowy na samobójczą śmierć. Przypadek mu sprzyjał i ta śmierć nastąpiła, choć bardzo prawdopodobne jest, iż samemu nie miałby odwagi targnąć się na własne życie.